Bezwstydna lokatorka nie do zdarcia
Kto sledzi blog naszego lapiska doskonale przypomina sobie przygode w myszka, ktora wraz z nadejsciem chlodniejszych dni zadomowila sie w naszej przyczepie kempingowej. To, jakie spustoszenie w niej zasiala i jak zalatwila m.in. moje kalosze juz opisywalam :)
Mielismy nawet plany rzucic ja na pozarcie naszej "kozie", ale po 1) uratowaly ja wasze apele by tego nie robic a po 2) ta koza to jakas taka autystyczna i cos malo "mleka" daje ... Wiec sie myszcze na tamta chwile upieklo.
Ale: tata nie ma takiego miekkiego serca jak my i postanowil wraz z mama wytoczyc myszy wojne... NA NIC CI TO! nie pomogly zadne srodki, lapki itp. Mama zachodzi w glowe za kazdym razem jak jada na budowe w celach kontrolnych gdy widzi kolejne poczynione przez myszke spustoszenia (podobno juz koldry w kempingu nie mamy ha ha ha ).
TA CHOLERA ZJADA WSZYTSKO CO SPOTKA NA DRODZE!!!
ok, zostawilismy w przyczepie troche rzeczy, ale w zyciu by mi nie przyszlo do glowy, ze mysz sie na nie pokusi!
ok, to ze skonsumowala wszelkiego rodzaju pozostawione chipsy, paluszki, orzeszki i takie tam to rozumiem, ale zeby koldry, styropiany, kalosze?
Ze jej po tym wszystkim szlag nie trafil zastanawialo nas mocno (na pulapke jest za sprytna). Ale ostatnio przeszla sama siebie!
WIECIE CO TO GLUPKOWATE STWORZENIE ZEZARLO W CALOSCI???? Ano cos takiego:
To tabletki na nadcisnienie mojego taty, ktory je tam w lato zostawil! tabletki na takiego chlopa! Jak tylko nam rodzice o tym doniesli bylismy juz w 100% przekonani, ze myszka wiecej do nas nie zawita...
Jak zesmy sie mylili.... Mysz jest dalej z nami, chyba ja przygarniemy i udomowimy, bo innego sposobu na ta malpe nie widze