Urlopowych relacji i rewelacji c.d :))
czyli w tym odcinku: MALOWANIE! :)))
3) po uporaniu sie z sufitami przyszedl czas na prawdziwe posuniecia, ktore zamieniaja budowe w domek zarty sie skonczyly Do akcji weszlam JA :) i moje pedzle :) no dobra, nie wszystko sama szafnelam- pomagal mi tata. Zwlaszcza w malowaniu sufitow i gruntowaniu scian (bo to klejace cholerstwo przyklejalo mi sie do okularow!). I to on tez dokonal pierwszego posuniecia farba po scianie oto dowod:
Po kilku godzinach pokoj wygladal tak (jedna sciana wyszla nam ciut ciemniejsza niz chcielismy, wiec ja potem rozjasnilismy :) :
Potem do akcji wkroczyl Jacek, ktory zakasal rekawy i rzucil sie na kolana…. I po kilku kolejnych godzinkach pokoj wygladal juz tak:
Myslalam, ze ten dzien sie zakonczy na takim etapie, ale jednak tata nie dal za wygrana….
Wieczorem pokoik dorobil sie pierwszego rasowego mebla i wygladal tak:
Udalo nam sie do wieczora zlozyc 2 lozka. Dzieki temu mozna juz spac w domku!!!! LUDZISKA- ZAMIENILISMY PRZYCZEPE NA DOM!!!!!! :))))) ale radocha. Ilez miejsca… Swoboda… i Kupa kurzu
A na koniec pokaze jak wygladal drugi pokoik sypialniany dolny na koniec tego szczesliwego dzionka :))))
ACHA!!! no i tez dorobilam sie juz pierwszych "drzwi wewnetrznych" (hahaha, Izunia Szyszuniowa- okazalo sie, ze tez juz mam drzwi tylko ich nie docenialam :))) Nie pytajcie jaki to producent, bo to drzwi z "zachodu", niezwykle drogie, robione pod specjalne zamowienie :
Ps. zaczelam tez walke z farbami w salonie i jadalni, ale narazie ja przegrywam... Po 1) nie starczylo mi urlopu by skonczyc, po 2) dopiero po 1 malowaniu wychodzi gdzie jeszcze trzeba zaszpachlowac i przeszlifowac... Czekam az skoncza robic schody, bo po nich tez beda poprawki. Tak to mniej wiecej wygladalo na czas mojego wyjazdu (totalny rozpizdziel malowniczy, nie ???? ):