Male piskleta, czyli nowi lokatorzy :)
Jakies 3 tygodnie temu bedac na budowie zauwazylismy, ze pod daszkiem frontowym ptaszek blizej nam niezidentyfikowany zalozyl sobie gniazdo.... Niezle sobie je skubany schowal! przed deszczem, wiatrem, okiem ludzkim.... Oto miejsce gniazda (prawie wcale go nie widac!):
Oczywiscie bylo nam to nie w smak, bo chyba nikt nie cieszylby sie za nadto, gdyby po wyjsciu z domu spadla na niego nieoczekiwana "niespodzianka" . A gniazdko jest dokladnie nad samymi drzwiami wejsciowymi.
Postanowilismy zatem przeniesc gniazdo i ulokowac je na jakims drzewie, wysoko, poza zasiegiem zwierzat, bo nie chcielismy, aby ptaszyna, lub ptaszyny, ktore w nim mieszkaja mocno sie przyzwyczaily do naszego daszku.
Akcja przenoszenia gniazda odbywala sie bez zaklucen, dopoki Jacek nie dotkal gniazda...Malo z drabiny nie spadl, bo nagle wylecial z niego ptaszeczek!!! tego si enie spodziewalismy, tym bardziej, ze siedzial tam cicho jak mysz pod miotla i nie bylo go widac... Po chwili poznalismy jednak powod jego przesiadywania w gniezdzie... WYSIADYWAL MALUTKIE JAJECZKA!!!! . Az nam dech zaparlo w piersiach jak je ujrzelismy. Takie maciupkie i ladne. A mnie najbardzie uraczylo samo dzielo ptaszka, mianowicie gniazdo! przepieknie uplecione, tak precyzyjnie, w glowie sie nie miesci jak one to robia... Popatrzcie sami jakie cuda natury:
Po ujrzeniu takiego widoku nie mielismy sumienia zeby oddelegowac te jajeczka na drzewo w lesie... Mielismy obawy, ze ptaszek-mama ich nie odnajdzie, albo odrzuci... Wiec dalismy im szanse na wyklucie (przesiedleniem zajmiemy sie jak podrosna i beda samodzielne ). Jacek ponownie zawiesil gniazdo na swoim miejscu i mielismy nadzieje, ze po naszej agresji ptaszek-mama powroci i dokonczy swoja powinnosc...
Okazalo sie, ze wrocila!!! bo od mamci dostalismy wiesci, ze ptaszki sie wykluly!!!! i ze teraz to nasz taras wyglada....ze hej. Jest poprostu bardzo barwny :)))
A zeby tego bylo malo- w niedalekiej odleglosci od gniazda, pod tym samym daszkiem odkrylismy kolejna surpise: kokon! Jakos sobie ptaszeta i owadziory upodobaly ten nasz daszek... Oczywiscie kokon to juz byla przesada. Nie rozwalilismy go, ani nie naruszylismy, ale zerwalismy i przenieslismy do lasu. Niech sie tak osy kluja, od nas z daleka!!! :)))