"Zbrukana" kostka brukowa
Zapomnialam napisac, ze w tym roku mamy bardzo oryginalnych gosci... Odwiedzaja domek codziennie, jako ze tuz za plotem znajduja sie norki myszek, czyli lisowego przysmaku. Niestety niejednokrotnie bylam swiadkiem polowania lisa na myszki (lis jest niesamowicie zwinnym zwierzakiem!) i potem jego delektowania sie obiadem... Biedne myszki :( no ale coz, prawo dzungli.
Ostatnio nawet polasil sie na wystawione na taras zeberka (dobrze, ze byly w garnku przykryte innymi garnkami i litrami wody!) i w nocy narobil lomotu, gdy przy probie ich kradziezy zwalil wszystkie gary... Jest tez na tyle bezczelny, ze przechadza sie pod naszym oknem podczas gdy ja zmywam w kuchni lub tez (jeszcze gorzej!) denerwuje psy spacerujac po tarasie i wlepiajac nos w szybe vis a vis naszego pieska, ktory oczywiscie wychodzi z siebie!
No ale powiedzcie- jak mozna nie lubic takiego slicznego stworzenia? taki sliczny a taki zlosnik z niego, no!
czyli znow pracowicie spedzony urlop ciekawe kiedy wreszcie urlop bedzie prawdziwym urlopem, takim, zeby mozna bylo wreszcie w spokoju usiasc na trawce (jakiej trawce, hahahaha????) i popijac herbatke delektujac sie wszechobecna cisza i spokojem (bez dzwieku wiertarki lub mlota pneumatycznego hihi)... Ech, odlegle to marzenia. Choc ja tam podczas zelszych wakacji nie moglam narzekac, bo zwazajac na moj blogoslawiony wowczas stan, poprostu wypielam sie na wszelkiego rodzaju roboty (dziwne to bylo uczucie, tak powstrzymac sie i nie robic nic, ale jakos dalam rade :)
No ale za to Jacus mial znow pelne rece roboty. Tym razem przybyli z odsiecza jego koledzy z pracy i wspolnie podjeli sie akcji czysto akrobatycznych jakich wymagalo wspinanie sie po rusztowaniach i malowanie opasek wolok okien. W koncu doczekaly sie one podkreslenia i wyjustowania ich mocniejszym o ton od elewacji kolorem.
Smiesznie bylo :)
I taki mniej wiecej jest efekt koncowy (tu brakowalo jeszcze koloru na opaskach garazowych i wejsciowych):
Gdy ogrodzenie bylo juz gotowe kolejnym naszym zakupem stal sie domek narzedziowy, poniewaz gdzies trzeba bylo przeciez upchnac caly ten jubel podworkowy . Do tej pory niezawodnie sluzyla nam zbita wlasnorecznie drewniana buda (nasza duma, pierwsza budowla he!) , ale sie wysluzyla. Czas zaznaczyl na niej zmarszczki spowodowane burzami i gradobiciem, w ogole jakos tak nam przybladla i nie pasowala do reszty domku. Co sie z nia stalo, zobaczycie za chwilke.
Zanim podjelismy jakiekolwiek czynnosci chlopaki (czyt. stala ekipa w skladzie Jacek i tata) wylali czesciowy fundament pod przyszly domek oraz sasiadujaca z boku przyszla drewutnie:
Nastepnie przystapili do skladania domku (kosztowal ok 2.300 zl dla zainteresowanych).
i po paru godzinkach mozna bylo juz w nim zamieszkac (w razie klotni malzenskiej czy cus, hihihi)
Potem wyjechalismy, ale tacie w to graj! zostawiwszy mu wolna reke mogl sie wykazac i zagospodarowac swoj wolny czas. Zrobil to perfekcyjnie i nic tylko pochwalic jego kreatywnosc! w zyciu nie przypuszczalam, ze porwie sie SAM z motyka na taki projekt, a on nie dosc, ze to zrobil to dal rade w 200%. Mowa tu o DREWUTNI, ktora papcio wlasnymi rekami zbudowal od A do Z.
A tak to wygladalo. Zalazek:
Pelne skupienie:
Warsztat:
i gotowe!!!!
tata z duma prezentuje swoje dzielo, ktore dopieszczal przez dobrych pare dni jako niespodzianke w tajemnicy przed nami Dziekujemy.
Wreszcie zamowione na zime drzewo znalazlo w koncu swe miejsce spoczynku i jakos od razu zrobilo sie czysciej :)
Miedzy domkiem a drewutnia znajduje sie tajemne przejscie . Zostalo ono specjalnie przez nas obmyslone. Mianowicie domek stoi jakis metr od siatki, zatem z tylu za domkiem znajduje sie jeszcze metrowa luka, ktora teraz (po zabiciu jej od siatki deskami) stala sie wspanialym dodatkowym schowkiem do przechowywania ogrodowych gratow, taczek, konewek itd itp...
Jak na kazda przyzwoita budowle przystalo rowniez drewutnia i domek doczekaly sie swojej prywatnej WIECHY, hahaha (tata uzyl dla jaj tej z naszego dachu). Zawisla na pamiatke (i prosze- zadnych insynuacji dot. znakow III Rzeszy lub podobnych!!!! poprostu taki jej urok )
A potem przyszedl czas na rozprawienie sie ze stara, tymczasowa buda, ktora juz niestety przeszla na emeryture... To dopiero byl "rozpizdziel i demolka"
Az dziw ile rzeczy pomiescila taka buda. Teraz zamieszkaly w nowej, ladnej chatce i doczekaly sie posortowania i odswiezenia :)
Ogrodzenia (narazie tylko z 3 stron) doczekal sie Lapisek na wiosne 2012. Jako, ze domek otoczony jest zewszad lasami i dzika, dziwna zwierzyna (pojecie „dziwne“ usprawiedliwiam wychowaniem i zamieszkaniem przez 25 lat w centrum Wroclawia, gdzie moj kontakt ze zwierzyna ograniczal sie do kurzego udka w miesnym za rogiem) zdecydowalismy sie na zrobienie rowniez podmurowki, tudziez poprostu kupilismy gotowa . Co prawda nie powstrzymuje ona kotow i lisow od odwiedzin na naszym podworku, ale jest zapora dla innych kreatur, ktore sa na tyle inteligentne, ze moglyby sie podkopac .
Wyszlo tego ok 105-110 m.
Ogrodzenie z przodu planowane jest jeszcze na ten rok, jak Bozia i Urzad Skarbowy pozwoli… Poki co, nasz nieoceniony tata zrobil uzytek z palet walajacych sie po dzialce i tak oto powstalo tymczasowe, oryginalne zamkniecie obejscia (pozniej nazwanego RANCHEM, hihi)
Oto efekty wypocin ogrodzeniowych: